poniedziałek, 11 stycznia 2010

2009

było, minęło i muzyki się dużo słuchało.

sunset rubdown i swan lake
bo głos wspólnego mianownika obu grup zachwyca, męczy, wkurwia i dodaje otuchy.

animal collective - summertime clothes
niezawodny soundtrack codziennych podróży z mpk. będzie to pierwsza piosenka, jaką puszcze sobię, kiedy uda mi się skonstruować flickera.

phoenix - 1901 i lisztomania
spędzając areszt domowy z zapalonym uchem słuchałem sobie tych utworów i marząc o wolności, wierzyłem, że tak brzmi szczęście i radość w życiu.

ian brown - stellify
na początku liceum pytałem ludzi, jakiej muzyki słuchają. pewien kolega odpowiedział -nie wiem, ważne, żeby była ładna, skoczna i rytmiczna. od tego czasu unikam zadawania takich pytań.

atlas sound - sheila
drogi arturze rojku. jestem przekonany, że logos znajduję się w czołówce twojego podsumowania. Pozdrawiam.

the xx
sobie spacerować po starówce można z rękami w kieszeniach. po zmroku i ze szlugiem. w drodze na nocny na przykład.

little girls - youth tunes
"komiksy tak. komiksy, deskorolki. na to lecą dziewczyny."

neon indian - deabeat summer
jak bardzo trzeba być głupim, żeby mianować ich nowymi mgmt?

grizzly bear - two weeks
"wiadomo"

lotus plaza - what grows?
psychocukier

gliss - morning light
do jakiegoś neo shoegazu wypada się przyznać, nie?

charlotte gainsbourg + beck - heaven can wait plus raveonettes - last dance
całujmy się.

Brak komentarzy: